niedziela, 2 września 2018

MIODOWY KOSMOS cz.1



Ziemia
Siódmy lipca, odległa przyszłość
Katedra św. Patryka pod patronatem Coli-coli w Warszawie

-Czy ty Sebastianie chcesz wziąć sobie tą oto Krystynę za żonę?
-Tak.
-A czy ty Krystyno…

Nigdy nie zapomnę tego dnia. To był chyba piątek, może sobota- gdzieś na początku sierpnia. W sumie to już nawet nie pamiętam. Byłem młody, przystojny, wysportowany wiecznie z głową w chmurach. Niepoprawny marzyciel jakich było w kosmosie pełno…

-Tak.

Obok mnie stała moja piękna żona- wysoka, szczupła o czarnych długich włosach, ciemnych oczach i cerze białej niczym jej długa suknia.

-Ogłaszam was więc mężem i żoną…

To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Ja, i moja największa miłość- umięśniony, wysoki niebieskooki blondyn. O pięknym uśmiechu i głębokim spojrzeniu. Byłam wtedy taka szczęśliwa. Aż za…

-A teraz zapraszam wszystkich na wesele! -krzyknął z entuzjazmem Pan młody wybiegając z kościoła zaraz po końcu ciągnącej się w nieskończoność mszy.

Nie wiedział, że to była ostatnia chwila w której chodził po ziemi, jaką zapamięta…

Dziesiąty lipca.
Dzień 1.

-O ludzie… Ale mam kaca… Gdzie my jesteśmy? -wystękał nieśmiało wciąż pijany Sebastian.
-W statku.
-Co? Już!? Przecież mieliśmy lecieć dopiero w środę!
-I polecieliśmy pijaku. Pamiętasz cokolwiek ze swojego wesela!?
-Tak… Byliśmy w kościele, już za schodami była pierwsza brama…
-No właśnie! Na bramie miałeś dać chłopom flaszkę, a nie wypić ją z nimi na czas! I to jeszcze żeby na jednej się skończyło…
-Krysia no… Nie moja wina. Wiesz, że jak mam dobry humor to lubię sobie wypić! A wtedy miałem najlepszy w życiu… To dzięki tobie, najdroższa. To ty mi dałaś całe to szczęście. Szczęście które pragnęło wódy niczym mój czerwony demon w gazie bezołowiowej zimą!
-Wiem misiu. I dlatego właśnie aż tak się nie gniewam.
-Mój dobroduszny skarbek. Skoro nic nie pamiętam, a w rakiecie nie ma odtwarzacza VHS, to opowiedz mi co takiego się działo na tej cudownej uroczystości.
-Z tobą to w sumie nic ciekawego… W domu weselnym jak tylko zjadłeś rosół to zasnąłeś na stole. Obudziliśmy Cię na oczepiny. Nawet przez ten czas otrzeźwiałeś, więc zatańczyliśmy pierwszy taniec. A potem było „gorzko gorzko” i już nawet ja nie pamiętam. Obudził mnie start rakiety.
-Szkoda że to przespałem. Kosmos. Nawet będąc tutaj nie mogę uwierzyć ze naprawdę nas wysłali. Nono, twój ojciec nie szczędził groszem. Mars, Zakpr-6, E-G17T, Mazury-X, Biedagon… Zwiedzimy chyba cały kosmos!
-Noo… Ale nie ma co myśleć o przyszłości- spójrz za okno! Jest tak pięknie… I jeszcze widać ziemię.
-Było warto udawać że lubię twojego ojca przez tyle lat.
-Dokładnie. Czekaj… Udawać?!
-Im dalej od niego jestem, tym lepiej się czuję. Cham, burak i prostak. A co najgorsze- mój szef!
-Gdyby nie on to dalej robiłbyś na magazynie!
-No i? Przynajmniej bym więcej zarabiał. Wiceprezes sieci drukarni… Przecież ja tam tylko po mieście jeżdżę i kawę robię! Eh, dwa lata przerwy dobrze mi zrobią… Do hibernacji zostało jeszcze kilka godzin, może oficjalnie skonsumujemy nasze małżeństwo?
-Tak. Weź mnie. Weź mnie na tym silniku pulsacyjnym i ustaw pulsowanie na pełne pulsacje!
-Szykuj się na najlepszy kosmoseks w historii kosmosu…!

3 minuty później.

-Już!?
-Kochanie… To przez tę sztuczną grawitację…!
-Srację. Ostatnio nie było co prawda najlepiej, ale to już przesada! Dobrze że zabrałam ze sobą sztucznego męża…
-Krystyna! Jak mogłaś…
-A tak, że ty nie możesz! Wracam za pół godziny! Dobrze że przed odlotem zgrałam sobie Tytnica III na dysk VHS.

Po tych słowach Krystyna udała się szybkim i twardym krokiem do garderoby, a Sebastian do kuchni- gdzie w turbolodóce chłodziło się piwo, w puszcze- bo lżejsze i udał się na fajkę.

-Dobrze, że wynajęli nam rakietę z balkonem. W środku nie będę palił- jak gwiezdnatapeta przejdzie dymem, będę musiał nieźle zabulić. Eh mój mały kolego. Co się stało? Wiem, ze młodość już dawno nam obu minęła, ale czemu robisz mi takie numery? Niepotrzebnie pomyślałem o tym księdzu… No nic. Wziąłem ze sobą trochę niebieskich wspomagaczy. Przed hipersnem spróbujemy zawalczyć jeszcze raz. Tym razem pomyślę o tym rudym ze słonecznego patrolu, mniejsze ryzyko… 

Pan młody wrócił z balkonu, by napić się kolejnego trunku. Głośnio i wyraźnie słyszał jak jego świeżo upieczona żona zabawia się na silniku pulsacyjnym z gumowym przyjacielem. Następnie zabrała go na kosmopralke, gwiezdną zymywarke oraz, nie wiedzieć czemu, toster. Wycieczka ta trwała niemal godzinę, podczas której Pan tego wynajętego statku oglądał kosmoserial głaszcząc przy tym leniwie robopsa…

Ło Panie! Moja córka jest w ciąży i to Pan jesteś ojcem!
Ja nie jestem ojcem! Jak mogę być jak ja tylko się z nią całowałem na tej potańcówce! Zresztą od pięćdziesiątki jestem impotentem!
No to kto jest ojcem jak nie Pan!? Marysia kto Cię jeszcze tam dotykał na tej piekielnej potańcówce?!
Łojciec, to był ten Pan! Ten Pan ło! I jeszcze Stasiek ze spożywczaku, Patryk i Wojtek z warsztatu, kuzyn Marcin, ksiąc Mateusz…

-Widzisz astroazor, tak się właśnie żyje u nas w Polsce, jak w tym filmie pokazują. Eh… Gdzie te czasy, gdy od świtu do wieczora jeździło się po polu traktorem pulsacyjnym i rozrzucało inteligentny obornik, a w sobotę ubierało się najmniej brudną koszulę i szło do remizy… I po co ja uciekałem ze wsi do miasta…?
-Hau hau. Nie przejmuj się Sebastianie, takie jest już życie. Czas wciąż biegnie, a my w pośpiechu dokonujemy różnych wyborów, nie zdając sobie sprawy z wielkości ich konsekwencji.
-To prawda… Uległem pokusie. Podróże w kosmos i praca w międzygalaktycznej firmie wydawały się wszystkim, czego potrzebowałem do szczęścia…
-Nie zapominaj o marzeniach z dzieciństwa, szczególnie w chwili smutku i zwątpienia. Ciesz się chwilą, ciesz się kosmosem na który to czekałeś całe swoje życie.
-Masz rację! Posiedzę sobie na balkonie i popatrzę sobie na ziemię. Powinno jeszcze ją widać. A jak zniknie mi z oczu to zrobię kolację! Krysia na pewno będzie głodna… Najemy się, pójdziemy na romantyczny spacer po dachu statku, a potem jakoś to będzie. W końcu ksiądz powiedział mi po pijaku że kryzys w związku zaraz po ślubie czy nawet już w trakcie, to norma!

I tak oto Sebastian udał się ponownie na balkon, ówcześnie chwytając odpowiedni zapas złotego trunku. Zapalił, wypił jedno, drugie i trzecie piwo, co łącznie dawało sześć, po czym udał się do kuchni. Ziemie co prawda było jeszcze trochę widać, ale nie w jego stanie. W pomieszczeniu, tradycyjnie zwanym „pokojem żony” Pan statku włożył do turbomikrofali pożywną kosmokolację, ustawił moc na maxa a czas na cztery minuty i dziesięć sekund, po czym wcisnął start.

-Krysia! Krysiu, kochanie! Kolacje zrobiłem!
-Idę idę. O, jaki ty dziś romantyczny jesteś…
-W kosmostatku nie można używać świec, więc narysowałem je kredkami. Mam też winko. Zjedzmy i pójdźmy na spacer- hibersen poczeka!
-Bardzo chętnie, ty mój mężczyzno. Już dawno nie mieliśmy takiego pięknego wieczoru…

Kolacja przebiegła w ciszy, gdyż specjalna rura wkładana w usta w celu napełniła żołądków „ludzką karmą” uniemożliwiała naszym bohaterom porozumiewanie się. Dość ekstremalne rozwiązanie, jednak to jest ta lepsza opcja- kosmożarcie, nawet w klasie biznes, jest tak paskudne że przeżucie go i połknięcie jest trudniejsze niż wypicie litra wódki i wrócenie do domu rowerem, co swoją drogą Sebastian ćwiczył w młodości regularnie. Po posiłku przyszedł czas na wino- zwykłe, czerwone. Seba wypił tylko lampkę, bo był już trochę porobiony piwem, Kaśka zaś raz dwa wyzerowała rajski napój, podczas gdy jej świeży mąż dopalał powoli kolejnego papierosa na balkonie. Kiedy wrócił, oboje ubrali szare kombinezony i udali się na kosmospacer.

Dach statku był płaski i długi, gdyż znajdowała się tam ścieżka biegnąca przez niemal cały pojazd. Miała wszystko- barierki, latarnie, ławeczkę, sztuczne kwiaty, jedno sztuczne drzewo i kosz na śmieci z popielniczką- mimo że nie dało się tam palić, bo nie było specjalnej szyby przesuszającej materię w jedną stronę, jaka znajdowała się na balkonie. Teoretycznie można by było zapalić w kombinezonie, ale to tylko teoria. Spacer był cudowny. Dzięki obniżeniu siły sztuczniej grawitacji, młodożeńcy mogli sobie bardzo wysoko podskakiwać. Otaczały ich gwiazdy, a ziemia była wielkości piłeczki do ping-ponga. Ścieżka zaczynała się zaraz przed kokpitem, a kończyła tuż przy turbosilnikach. To właśnie tam nasza piękna para zjechała windom w głąb statku- nie byli w formie, i takie podskakiwanie zmęczyło ich tak bardzo, że nie chciało im się już wracać pieszo. W statku ściągnęli powoli kombinezony, ubrali leniwie piżamy i udali się do pomieszczenia w którym stały komory hibernacyjne.

-Cóż kochanie. Za chwilę zapadniemy w kilkudniowy sen. Może się przed nim trochę pokochamy…?
-A nie będzie tak jak ostatnio?
-Niee. Tym razem dam Ci to czego chcesz!.
-W takim razie weź mnie. Weź mnie na megapompie. Tylko ustaw pompowanie na maksymalną moc!

8 minut później.

-To było coś prawda?
-Taa…
-Mam jeszcze tę moc! Najedzony, napity, żona zadowolona to można iść spać!
-Zęby chociaż umyj!
-Umyję jak wstanę! Poza tym jak byłem siku wypiłem ćwiartkę żeby mieć ładne sny i się zdezynfekowałem.

Krystyna, jak zresztą co wieczór od kilku już lat, umyła zęby w samotności. Sebastian w tym czasie dopił na szybkości jeszcze jedno piwo, wypalając przy tym kolejną fajkę. Spotkali się już przy komorach- niemal stojących pionowo białych sarkofagach. Wygodnych, klimatyzowanych, odpowiednio ruchomych, co zapobiega odleżynom i nudzie.

-Ustawię tak, żeby obudziło nas dwie godziny przed lądowaniem. Zdążysz się w tym czasie umyć, spakować i pomalować?
-Ustaw lepiej trzy.
-Jak chcesz… To trzy godziny dla Ciebie, trzydzieści.. Albo niech będzie 15 minut, dla mnie. Wystarczy że zęby umyję i ubiorę czyste gacie.
-Umyłbyś się chociaż.
-Daj spokój! Poza tym podobno na Marsie i tak wszyscy śmierdzą.
-Mamusia miała rację- po ślubie…

Nim Krystyna skończyła wywód, Sebastian pogrążył się w swoim pierwszym hiberśnie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz