niedziela, 27 maja 2018

Labirynt Kaufauda

Do wczoraj myślałem, że jestem poważnym, silnym i zaradnym mężczyzną. Może nie żadnym Rambo ani MacGyverem, ale takim powyżej średniej. Choroba żony wystarczyła, abym całkowicie zmienił myślenie o sobie... O ile gotowanie, pranie i sprzątanie jakoś mi tam szło to największy problem pojawił się w najmniej spodziewanym miejscu- na zakupach. Bo to był pierwszy raz w moim życiu, kiedy na liście poza "owoce, chleb, mięso piwo i fajki" znalazły się jeszcze płyny do zmywarki, waciki do twarzy i odświeżacze powietrza. Te działy są zaprojektowane tak, że jeśli sam nie wykładałeś towaru na ich półkach to nic nie znajdziesz.  

Zacząłem od wacików. Znalazłem alejkę z kosmetykami, widzę płyny do twarzy i zmywacze do paznokci- ciepło. To musi być gdzieś tutaj. Przechodzę wolnym krokiem przez alejkę, rozglądam się od góry do dołu- nie ma. No dobra to może chusteczki, papiery i takie tam? No też nie ma. Sprawdziłem dwa razy, więc rozmyślam dalej: jak nie tutaj, to gdzieś w okolicy. Dwa kółka po okolicy nic nie dały. Postanowiłem zacząć od samego początku, przyglądając się każdemu jednemu produktowi niczym NASA zmierzającym w stronę ziemi asteroidom. Mogłem zrobić tak od początku- waciki były jednak w dziale z kosmetykami. 

Na najniższej półce, ułożone jeden za drugim, na dodatek na leżąco. Jakby sklep specjalnie chciał je przede mną ukryć. No ale mam co chciałem lecimy dalej. Odświeżacze. Zajmowały pół alejki, więc powinno pójść łatwo. Szukam firmy, z której mam dozownik- jest. Szukam rodzaju wkładu- od razu na wysokości oczu. Spoglądam na kartkę: "leśna bryza w promocji po 8,99". Były tam trzy różne, ale żaden nie był w promocji i o zapachu leniej bryzy. Sprawdzam więc na czele alejki, gdzie są promocje- też nie ma. Sprawdzam do koła- nic. Zaczyna mi się to trochę dłużyć, więc biorę jakiś inny i odchodzę poirytowany po płyn do zmywarek. Tutaj to samo- jest alejka zmywakowa, widzę nazwę odpowiedniego producenta: tabletki, inne tabletki, tabletki XXL, płyn do mycie zmywarek, płyn do mycia tabletek, części zamiennie... Wszystko poza nabłyszczaczem. Może jest jakaś półka z nimi? Nie ma. Robię więc dwa- trzy kółka po okolicy. Było tam wszystko poza nim. Udało mi się nawet znaleźć "leśną bryzę w promocji"- była wśród mydeł. Tutaj mój mózg zaczął się męczyć "skoro nie ma wśród produktów producenta, na półkach promocyjnych ani w okolicy to nie ma nigdzie". Ale w gazetce pisało że jest. I żona zaznaczyła na liście w kółku, więc to priorytetPostanowiłem zadać swojej męskiej dumie cios poniżej pasa i zapytać ekspedientkę o pomoc. Po kilku minutach poszukiwań udało mi się jedną znaleźć: 
 -Przepraszam, gdzie znajdę nabłyszczacze do zmywarek?  -Я не розуміющо вам потрібно? 

Kurwa. Najgorsze w ukraińcach jest to, że wyglądają jak my. Dopóki się do Ciebie nie odezwie, nie masz pojęcia czy rozumie cokolwiek co mówisz. Jako że nie znałem tego pięknego języka, postanowiłem udać się do innego pracownika sklepu. 

-что? 

Dobra. Bez tłumacza nie ma szans. Czuję się jak anglik w sklepie zatrudniającym samych Polaków nie znających nawet słowa po angielsku. Wpisuję w ukochanego google translatora swoje zapytanie. 

-Я не знаю. 

Wracam więc do młodej Ukrainki, ale już jej tam nie ma. Rozglądam się wokół. Nie wiem gdzie jestem. Powoli zaczynam panikować. Widzę dziesiątki produktów poukładanych w losowych kolejnościach. Dzwonię do żony:

-"W alejce zaraz za mydłami, tej przed kosmetykami." 

Tylko że po mydłach są od razu kosmetyki. I czemu tak daleko od tabletek do zmywarek? Czemu nic nie zgadza się z logiką? Czemu nikt z obsługi nie zna polskiego? Czyli to prawda, że markety tworzą z półek labirynty, z których nie da się wyjść? Przecież byłem tutaj już setki razy! Jak mogłem się zgubić? 
Spoglądam na zegarek. Minęła ponad godzina, a w koszyku zaledwie cztery rzeczy. Poświęciłem godzinę z pięknej, słonecznej soboty na bezcelowe błądzenie wśród chemii domowej. Na czole pojawia się pot. "Szukać dalej i wrócić do domu z tarczą, czy się poddać i zaakceptować bezsensownie stracony czas?"  

Z bólem w sercu wybieram to drugie. Wybiegam z alejek i pędzę po mięso, piwo i fajki. Zajmuje mi to 7 minut.  

Drogie Panie, jeśli wysyłacie faceta do sklepu po coś, czego nigdy wcześniej nie kupował stwórzcie mu dokładną mapkę, wcześniej pokazując na internecie zdjęcia opakowań tego, co ma kupić. W ten sposób oszczędzicie mu niekończącej się tułaczki w labiryncie Kaufauda... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz